warhammer
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

warhammer

RPG PBF
 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim

Go down 
AutorWiadomość
Noxx
Admin
Noxx


Liczba postów : 15
Join date : 07/09/2019

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Empty
PisanieTemat: [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim   [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Icon_minitimeNie Wrz 08, 2019 8:00 am

Rozpytywanie o tajemnicze litery "O" i "F" oraz symbol skrzyżowanego miecza i młota nie przyniosło żadnych rezultatów. Nie udało się to Cassie na targu a w siedzibie straży i wśród informatorów Heinrich również poniósł klęskę na tym polu. Podobnie było z wysokim mężczyzną o pobliźnionej twarzy - nikt nie był w stanie powiedzieć niczego więcej na jego temat. Wysłany przez Konrada na miasto czarodziej też niczego nie wskórał; w bibliotekach i antykwariatach nikt nie był w stanie rozwinąć skrótu ani rozszyfrować znaczenia symbolu, więc po prostu odpuściliście tę kwestię, skupiając się na ważniejszych sprawach.
Heinrich, powołując się na Vorstera, pobrał z magazynu sześć kompletów "zestawu kanalarza" na który składały się kalosze pod kolano, maska zasłaniająca nos i usta oraz długi płaszcz i solidne skórzane rękawice. Do tego dostał jedną kuszę z kołczanem bełtów i dwie butelki oleju. Od Schutzmanna dowiedział się, że w kanałach co jakiś czas giną strażnicy, ale komendant nie uważał tego za coś nadzwyczajnego, gdyż ta robota była po prostu niebezpieczna i ci ludzie wiedzieli, na co się pisali.

Przed południem, odziani niczym doświadczeni strażnicy kanałów, ruszyliście na spotkanie z Weckerem w Starym Kwartale. Gdy tam dotarliście, mężczyzna już na was czekał przy otwartej kracie ściekowej. Oprócz zwykłego ekwipunku kanalarza, miał przy sobie kuszę, miecz i latarnię na kiju.
- Zapraszam w moje podwoje. - Wskazał na wejście i zarechotał. Śmierdział przetrawionym alkoholem i chyba nie był do końca trzeźwy. - Poczujecie we własnym nosie, jak to jest być kanalarzem. Ja idę przodem, wy trzymacie się za mną, zresztą, inaczej niż gęsiego nie da się tam łazić. Glauber, ty masz latarnię, więc zabezpieczasz tyły. Jak chcecie gadać w kanałach, to szeptem, a najlepiej po prostu dawać sobie znaki łapami. Acha, byłbym zapomniał. - Wecker zdjął rękawicę i wyciągnął otwartą dłoń w kierunku Rudigera, uśmiechając się parszywie.
Schultz odliczył sześć obiecanych szylingów i wręczył kanalarzowi, a ten z rechotem schował pieniądze do kieszeni spodni.
- No, to teraz możemy już iść. Maski na gęby i za mną - rzucił i ruszył przodem, mijając kupkę łajna, z której poprzedniego dnia Cassie zabrała bełt.

Przez dłuższą chwilę szliście murowanym chodnikiem, a gdy zrobiło się ciemno, Wecker i Heinrich rozpalili latarnie, zalewając okolicę łuną przyjemnego, żółtego światła. Niedługo później korytarz kończył się, odkrywając otwór w podłodze i prowadzącą w dół metalową, nieco pordzewiałą drabinę. Zachowując pełną ostrożność zeszliście po niej i pierwsze, co w was uderzyło, to niewiarygodny wręcz odór fekaliów i zanieczyszczeń, który zapierał aż dech w piersi. Maski nieco ten smród blokowały, jednak nie całkowicie. Wecker zdawał się nic sobie z tego nie robić a najgorzej odczuwał to Gerwazy, który musiał powstrzymywać odruchy wymiotne pomimo maski.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim TO0hWD1

Rozejrzeliście się. Ściany łukowatego, nisko sklepionego korytarza błyszczały od wilgoci w świetle lamp, gdy ruszyliście naprzód. Sufit w najwyższym punkcie mógł mieć nie więcej jak dwa metry wysokości. Niewielkie, betonowe maszkarony patrzyły na was ze wsporników umiejscowionych pod sufitem. W lichym świetle wyglądały jak żywe i wzbudzały dziwny niepokój. Po obu stronach korytarza biegły wąskie chodniki, którymi - tak, jak mówił Wecker - można było iść jedynie gęsiego. Pomiędzy nimi płynął ściek - zielono-brązowa breja wszelkich nieczystości, nad którą unosił się zielonkawy obłoczek śmierdzącej pary. Im dalej się posuwaliście, tym powietrze było lepkie i duszne, tak, że aż robiło się niedobrze. Odór bijący z dołu był nieprawdopodobnie obrzydliwy. Co jakiś czas trafialiście na paskudne narośla grzyba na ścianach i chodniku, które momentami ciężko było ominąć. W samej brei płynącej po obu stronach wąskiego przejścia chwilami można było dostrzec najdziwniejsze przedmioty - zniszczony skórzany but, kość udową wyraźnie należącą do człowieka płynącą z prądem, skórzany hełm, kawałki jakichś mebli czy pęknięty miecz.

Brnęliście korytarzami już trzecią godzinę, a wszystko zlewało się w jeden paskudny, śmierdzący widok. Zdawaliście sobie sprawę, że gdyby nie kumpel Heinricha, ciężko byłoby wam znaleźć drogę powrotną. Tym bardziej ożywiliście się, gdy waszym oczom ukazała się niedbale wydrążona w ścianie dziura. Przejście miało na oko ponad półtora metra wysokości, a gruz wyrzucono bezpośrednio na chodnik i do płynących ścieków, przez co w pewnym momencie tworzył śmierdzącą sadzawkę najgorszych odchodów.
- To chyba tego szukaliśta, nie? - Wecker wskazał na dziurę, szpecząc. - Ja dalej nie idę, poczekam tu na was. Będę zabezpieczał tyły, że tak powiem, a wy sprawdźcie, dokąd prowadzi ten tunel.

Nie było sensu dyskutować z kanalarzem, zatem przecisnęliście się przez otwór i ruszyliście dalej, wyciosanym dość świeżo tunelem. Chwilę później zauważyliście łunę światła dochodzącą zza załomu, a gdy wyjrzeliście zza niego ostrożnie, ujrzeliście stojącego na końcu korytarza humanoidalnego osobnika opartego o ścianę, na której płonęła pochodnia. Nieznajomy odziany był  w skórzany kaftan, miał na głowie dziwny kaptur a w dłoniach dzierżył zakrzywiony, krótki miecz. Mimo panującego półmroku, łatwo było dostrzec długi pysk zakończony wąsami i czarnym nosem, dwa długie zęby, czerwone ślepia oraz owłosione ciało osobnika i jego niewysoką, wątłą posturę. Szczuroczłek pełnił tutaj chyba funkcję strażnika, co zdradzał zawieszony na jego szyi róg sygnałowy. Znajdował się jakieś dziesięć metrów od was i jeszcze nie odkrył waszej obecności.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim 1feG8VS
Powrót do góry Go down
https://wfrpwar.forumotion.com
Noxx
Admin
Noxx


Liczba postów : 15
Join date : 07/09/2019

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Empty
PisanieTemat: Re: [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim   [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Icon_minitimePią Wrz 13, 2019 10:15 am

Ledwo Konrad wychynął zza załomu z napiętą cięciwą, to samo zrobili Erika i Heinrich ze swoimi kuszami oraz Gerwazy mruczący pod nosem jakieś mistyczne słowa. Wystrzeliliście niemal w tym samym czasie, a skaven nie miał szans, by zareagować. Strzała Konrada właściwie załatwiła wszystko, gdyż prowadzony samą dłonią Ulryka pocisk trafił szczuroczłeka prosto w paskudny pysk, a dwa bełty wystrzelone przez Erikę i Heinricha dosięgły wątły korpus, odrzucając przeciwnika na ścianę. Dzieła zniszczenia dopełnił magiczny pocisk Gerwazego, tak, że ze skavena nie było co zbierać. Leżał bez ruchu pod ścianą, ze zwieszonym z boku rogiem sygnałowym, którego nie zdążył nawet dobyć.

Ruszyliście więc dalej, nieco wyższym korytarzem, oświetlonym kolejną pochodnią zatkniętą w ścianie. Po kilku minutach takiego marszu minęliście zawaloną część tunelu, którą musieli zająć się wcześniej obrońcy Middenheim i przeszliście dalej, wychodząc w końcu na sporej wielkości grotę, gdzie nie trzeba już było się pochylać. Czając się w półmroku, pośrodku pomieszczenia oświetlonego dwoma pochodniami, dostrzegliście niewielkie, płonące ognisko, wokół którego zebrało się trzech szczuroludzi. Dwóch z nich grało w kości, popiskując przy każdym rzucie, ostatni natomiast trzymał nad ogniem nabitą na patyk ludzką dłoń, którą opalał z każdej strony. Obok każdego z nich leżały zakrzywione miecze.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim MHwIZBm

Trzech kolejnych skavenów leżało na prowizorycznych posłaniach ze słomy i szmat - wyglądało na to, że śpią. Ściany groty pokryte były jakimiś złowieszczymi symbolami; dziwnymi trójkątami i pismem, które nic wam nie mówiło, oraz czymś, co miało przypominać czaszki, ale było namazane tak groteskowo, że ledwo dało się to rozpoznać. Jak na razie żaden ze skavenów nie odkrył waszej obecności, a kryjąc się za jednym z wystających z ziemi kamieni, mieliście do nich jakieś dziesięć stóp. Konrad, który jako jedyny z was widział w ciemnościach, dostrzegł, że kilka metrów za miejscem, w którym rozpalono ognisko, grota zwężała się, prowadząc prawdopodobnie do kolejnego pomieszczenia. Gerwazy na migi zaczął pokazywać wam, że weźmie na siebie jednego ze skavenów grających w kości.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim NsW8FQy
Powrót do góry Go down
https://wfrpwar.forumotion.com
Noxx
Admin
Noxx


Liczba postów : 15
Join date : 07/09/2019

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Empty
PisanieTemat: Re: [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim   [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Icon_minitimeSob Wrz 14, 2019 6:38 pm

Heinrich chciał brać skavena żywcem, ale towarzysze mieli inne plany. Chcieli pomyścić kompana, z którym los związał ich na długo wcześniej, niż ze strażnikiem miejskim. Strzała Konrada i bełt Eriki weszły z mlaśnięciem idealnie w korpus nadbiegającego skavena. Stwór pisnął tylko, odrzucany do tyłu, a przy nim był już Rudiger, który dwoma celnymi ciosami miecza najpierw wgryzł się w ramię leżącego szczuroczłeka, a potem w wątły kark, z którego buchnęła kaskada krwi. Heinrich nawet nie zdążył wprowadzić swojego planu w życie, gdy było po wszystkim. Co nie oznaczało, że musiało mu się to spodobać.

Gdy skaveński skrytobójca leżał martwy, mogliście przyjrzeć się lepiej grocie, w której się znaleźliście. Naprzeciw wejścia dostrzegliście wykonany w kamieniu posąg krasnoludzkiego wojownika dzierżącego młot, który teraz wyglądał bardziej jak stalagmit ukształtowany przez wodę. Nieopodal znajdowało się posłanie wykonane ze słomy i jakichś szmat, a tuż obok niego oparto o ścianę ramę ikony, jednak brakowało samego obrazu przedstawiającego Sigmara. Po krótkim przeszukaniu groty okazało się, że nie było go tutaj.

Gerwazemu nie dało się już pomóc. Biedak zginął tak, jak ojciec Morten, a jego rana naszła pajęczynką granatowych żyłek. Po krótkiej wymianie zdań stanęło na tym, że zabieracie ciało na górę, a ekwipunek jakoś rozdysponujecie między siebie. Heinrich w tym czasie, jak przystało na stróża prawa, zbierał dowody - w szmatkę owinął metalową dmuchawkę oraz wydobytą z rany czarodzieja strzałkę oraz zabezpieczył złotą ramę obrazu. Oprócz tego obciął skavenowi ogon i również owinął go w szmatę. Nie mając tu nic więcej do roboty, ruszyliście do wyjścia z tych ponurych tuneli. Po drodze Glauber zabrał ze sobą kuszę-pułapkę, poobcinał również ogony sześciu szczuroludziom zabitym przez was wcześniej i dorzucił do ogona zabójcy Mortena. Konrad z kolei przyjrzał się rzeczom należącym do skavenów, ale widząc jakieś pełzające po nich robactwo stwierdził, że nie będzie ryzykować złapania choroby, o którą w tych okolicznościach przyrody było bardzo łatwo. Zresztą, wszystko było w lichym stanie i prawdopodobnie nie dałoby się nawet sprzedać. Znaki na ścianach naniesione prawdopodobnie krwią przedstawiały dziwne, trójkątne symbole i niemrawo nabazgrane czaszki. Łatwo było zapamiętać takie rzeczy.

Wecker wciąż czekał na was przy wlocie do tunelu i ucieszył się nawet, widząc, że wróciliście w prawie pełnym składzie. Glauber zdał mu ekspresowo relację z tego, co się wydarzyło, a niewyjściowy kanalarz w drodze na powierzchnię nie odzywał się, bo chyba i jemu udzielił się nastrój straty po śmierci, choć Gerwazego nawet nie znał. Jako, że transportując ciało czarodzieja zmienialiście się co kilkanaście minut, czas dotarcia na powierzchnię wydłużył się, ale przynajmniej nie mieliście po drodze żadnych przykrych niespodzianek. Vorster był nawet tak miły, że wyprowadził was wyjściem znajdującym się nieopodal świątyni Morra, do której planowaliście udać się ze zwłokami kompana. Potwierdzały się słowa Heinricha, że Wecker był chyba najlepszy w tym biznesie, a że wciąż żył, tylko to potwierdzało.

Opuściwszy Podziemne Miasto, pożegnaliście się z waszym przewodnikiem i szybko znaleźliście się na terenie świątyni Morra, do której mieliście zaledwie kilkadziesiąt metrów. Kapłan, krzywiąc się niemożebnie, gdyż mówiąc językiem rynsztokowym, waliliście gównem, wysłuchał waszej opowieści, odebrał ciało i przedstawił cenę za pełny pochówek, w który wliczono umycie zwłok, całonocne czuwanie i złożenie do przygotowanego przez grabarza grobu wraz z krótką modlitwą pogrzebową oraz kamiennym nagrobkiem. Łącznie siedem koron, niemal roczny dochód chłopa. Nie dziwiliście się więc, dlaczego zwykły pochówek nazywany był "żebraczym". Połowę należało zapłacić od razu, więc częściowo zrzuciliście się (Cassie nie mogła, bo była niemal spłukana, na szczęście Erika za nią zapłaciła) a pogrzeb miał odbyć się jutro w południe, kiedy to należało uiścić ostatnią część zapłaty.

Mając sprawę pochówku z głowy, od razu ruszyliście na komisariat, by przedstawić dowody w sprawie zabójstwa Sigmaryty. Po dotarciu na miejsce szybko pozbyliście się roboczych ciuchów, chociaż w nozdrzach wciąż czuliście zapach fekaliów, co pewnie jeszcze chwilę wam potowarzyszy. Schutzmann, widząc ramę obrazu i pozostałe dowody, aż uśmiechnął się szeroko.

- Świetna robota! Wszyscy się spisaliście, a ciebie, Glauber, nigdy nie podejrzewałbym o takie talenty śledcze. Zaraz wypiszę odpowiedni kwit, z którym pójdziecie do skarbnika na dole. On wypłaci wam dwadzieścia koron. Dziesięć za rozbicie gniazda skavenów i dziesięć za odkrycie mordercy ojca Mortena. W świątyni Sigmara na pewno ucieszą się, że ich kapłan został pomszczony a sprawa rozwiązana. Co prawda wciąż nie odzyskaliśmy ikony, ale to już rzecz drugoplanowa. Martwi mnie tylko to, co mówił ten szczurołak, ale teraz i tak nic z tym nie zrobimy. Musimy czekać na rozwój wydarzeń - powiedział komendant. - Jesteście ludźmi, którym warto zaufać, a Middenheim takich potrzebuje, więc nie opuszczajcie jeszcze miasta, bo mogę mieć dla was kolejne zadania. Ty, Heinrich też będziesz od teraz częścią tej grupy, bo widzę, że współpraca dobrze wam się układa. Na razie macie wolne, dopóki was nie wezwę z powrotem.

Odebraliście u skarbnika należne pieniądze i rozdzieliliście między siebie po równo a następnie pełną grupą skierowaliście swe kroki do "Kulawego Psa". Wystarczyło, że gospodarz tylko stanął z wami twarzą w twarz i stwierdził, że każde z was ma wziąć kąpiel, bo nie będziecie mu klienteli odstraszać. Chociaż wasze ubrania były w miarę świeże, to najwyraźniej przytargaliście na powierzchnię swąd kanałów. Po szybkiej kąpieli spotkaliście się w głównej sali na późny obiad, a gdy nadszedł wieczór, rozbrzmiały pierwsze słowa pieśni jakiegoś trzyosobowego zespołu bardów, który miał zabawiać gości. I początek mieli bardziej nostalgiczny, niż zabawowy, gdyż smutne słowa ballady "jutro poniesie nas w dal" utkwiły wam w umysłach, biorąc pod uwagę, że Gerwazemu mieliście nazajutrz towarzyszyć w jego ostatniej drodze. Cała sala zastygła, przerywając rozmowy i doceniając słowa piosnki, a potem nagradzając bardów gromkimi brawami.

Ogień w kominku trzaskał radośnie, sakiewki były pełne, tak jak i wasze żołądki. Za oknami rozszalała się ulewa, a wy cieszyliście się z ciepłego kąta i własnego towarzystwa. Spędzaliście ten wieczór w przyjemnym, choć już niepełnym gronie. Chodziliście po tym świecie wystarczająco długo, by wiedzieć, że dzisiejsze starcie ze skavenami było jedynie zarzewiem dalszych wydarzeń. Teraz jednak mieliście to gdzieś, ciesząc się chwilą spokoju i towarzystwem ludzi, którzy kroczyli tą samą ścieżką. Alkohol, który miał się za chwilę polać miał jedynie rozluźnić i odepchnąć wydarzenia ostatnich godzin na dalszy plan. Należało korzystać  z życia, póki się żyło. Bo jeśli nie teraz, to kiedy?

Los Gerwazego był najlepszą odpowiedzią na to pytanie.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim NsW8FQy
Powrót do góry Go down
https://wfrpwar.forumotion.com
Noxx
Admin
Noxx


Liczba postów : 15
Join date : 07/09/2019

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Empty
PisanieTemat: Re: [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim   [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Icon_minitimeNie Wrz 15, 2019 10:20 am

Skaveński zabójca skończył tak, jak powinien, chociaż dla martwego czarodzieja nie miało to już znaczenia. Erice było żal, że młody zakończył swe życie w ten sposób, ale każdy, wybierając awanturniczą ścieżkę życia, musiał liczyć się z tym, że kolejny dzień może być ostatnim. Najemniczka była tego świadoma, ale zawsze czuła dziwne ukłucie w sercu, gdy odchodził towarzysz. Może nie znała Gerwazego zbyt dobrze, ale walczyli ramię w ramię w bitwie o most, potem z nieumarłymi i w drodze do Middenheim. Zasłużył sobie na jej szacunek, nie mogli go tutaj zostawić.
- Przetransportujmy ciało na powierzchnię, a potem pójdźmy do świątyni Morra. Opłacimy tam porządny pochówek, przynajmniej tyle możemy dla niego zrobić - powiedziała, wydobywszy swój bełt z ciała skavena. - Jeśli ktoś stoi cienko z kasą, poratuję.

Schowała pocisk do kołczanu przy biodrze i ruszyła z pozostałymi w drogę powrotną. Niby znaleźli zabójcę kapłana i częściowo odzyskali zrabowany przedmiot, ale nie było wielkich powodów do świętowania, skoro nie wracali na powierzchnię bez strat. Co jakiś czas zmieniała zmęczonych Konrada, Heinricha czy Rudigera - była silną kobietą, więc nie miała problemu, by pomagać przy transporcie ciała Gerwazego, choć już nieraz zauważyła, że zwłoki po śmierci robią się jakby cięższe, niż mogłaby wskazywać rzeczywista waga nieboszczyka. Kumpel Glaubera wyprowadził ich niedaleko świątyni, a Erika właściwie nie pamiętała drogi powrotnej przez kanały, skupiona na swoich myślach. Śmierć czarodzieja przywołała w jej umyśle nieżyjących już towarzyszy z oddziału i kobieta wychodziła na powierzchnię w posępnym nastroju.

Domyślała się, że opłaty za pogrzeb w wielkich metropoliach mogą być wysokie, ale nie spodziewała się, że będą aż TAK wysokie. Gdyby nie dostali wcześniej od Sigmarytów pieniędzy za dostarczenie ikony, Gerwazy musiałby być pochowany w żebraczej formule i nawet nie miałby pewnie wyrytego na nagrobku nazwiska. Niemniej zrzucili się na pochówek i zapłacili zadatek, który miał pewnie pokryć część spraw, które Morryci robią dla zmarłego w ostatniej posłudze. Na komendzie Schutzmann nawet nie zauważył, że brakuje czarodzieja, zaaferowany tym, że udało im się pozabijać skavenów i odzyskać ramę. No tak, był rozliczany z sukcesów, a jedna śmierć w te, czy wewte nie robiła na nikim wrażenia. Taki był dzisiejszy świat. Odebrała swoją część nagrody od Glaubera i ruszyła z pozostałymi do gospody. Musiała koniecznie się wykąpać, bo wciąż czuła smród kanałów i chociaż była przyzwyczajona do tego, że nie zawsze wyglądała świeżo, to ten odór po prostu jej przeszkadzał.

Po orzeźwiającej kąpieli spotkali się wszyscy przy wspólnym stole i rozmowa układała się całkiem w porządku, a gdy alkohol kończył się i Rudiger ruszył po kolejną flaszkę do szynku, Erika poszła za nim i tam go zagadnęła:
- Widziałam podczas tej naszej wyprawy, że masz ciągoty przywódcze - powiedziała, podając mu kubek z gorzałką, który wcześniej zgarnęła ze stołu, który zajmowali. - Nie lubię, jeśli w ekipie, w której działam są jakieś kwasy czy niedomówienia, więc powiem wprost - ja wiem, że lubisz gadać i chcesz się dzielić swoimi pomysłami na temat rozwiązywania sytuacji, ale takie coś nie za dobrze na mnie działa. Właściwie efekt może być odwrotny do zamierzonego. - Chciała delikatnie dać mu znać, że nie lubi, jak ktoś mówi jej, co ma robić.

Wojownik spojrzał na Erikę z lekkim uśmiechem. O ile wieczór zaczął się w smutnej, przygnębiającej atmosferze to po wypiciu odpowiedniej ilości gorzałki i wesołych wspominkach na temat zmarłego czarodzieja Schultz rozluźnił się zapominając na chwilę o śledztwach, chaosie i całym otaczającym ich syfie. Zabijaka niezmiennie od czasu ich pierwszej rozmowy uważał Kraus za przyjemną w obyciu kobietę i aby to się zmieniło ta musiałaby się postarać bardziej niż uświadamiając go, że nigdy nie będzie dowodził ich ekipą.
- Doprawdy? - zapytał rzezimieszek przyjmując ze skinieniem głowy kubek od najemniczki. - Nic z tych rzeczy, Erika. - uśmiechnął się szerzej zabijaka. - Ja znam swoje miejsce w szeregu. Zastanawia mnie tylko dlaczego moje pomysły zasugerowały ci, że chciałbym przejąć niepisane dowództwo, a pomysły Heinricha, Konrada czy Gerwazego już nie. - wojownik westchnął. - Tak jak powiedziałaś to była chęć podzielenia się sposobem rozwiązania problemu z mojej strony. Nic więcej. Nie śmiałbym wam rozkazywać, tym bardziej tobie. Wiem, że tego nie lubisz. - Rudiger chciałby dodać, że na najemniczke podziałałoby pewnie więcej finezji niż przy prostej próbie podjęcia z nią tańca dwa wieczory wcześniej, ale obawiał się, że wtedy rozmowa zgrabnie przetoczy się na tory, których wolałby unikać.

- Tak to wtedy odebrałam i chciałam ci o tym powiedzieć. Widzisz, Rudigerze, jestem prostą kobietą; jak coś mnie uwiera, albo mam coś do przekazania, to o tym mówię bez strojenia fochów i niedopowiedzeń - odparła Erika, upijając z kubka. - Nie odbierz tego jako atak na ciebie, po prostu chciałam, żeby wszystko było jasne. A być może po prostu źle odebrałam twoje zamiary, też tak może przecież być. Jeśli tak było, wybacz. - Nie miała problemu z przeproszeniem kogoś, jeśli rzeczywiście nie było w tym jego winy. Poza tym lubiła Rudigera i nie zamierzała się z nim sprzeczać o byle sytuację.
- Cieszy mnie, że chcesz, podobnie jak ja, aby atmosfera między nami była czysta. - powiedział wojownik rzucając spokojnym spojrzeniem piwnych oczu. - Przyznaję, że mogłaś to tak odebrać, bo moja wypowiedź była pierwszą sugerującą gotowe rozwiązanie, a później… wspólnie zaczęliśmy ten pomysł szlifować aż do uzyskania zadowalającego nas planu. - Rudiger uśmiechnął się szeroko. - Nie ma za co przepraszać, bo nie zostałem niczym urażony. Zachowałaś się w najlepszy możliwy sposób, Erika. - Schultz spojrzał jej w oczy nagle zadając pytanie. - Co myślisz o naszej obecnej sytuacji?

- Wiesz, co innego słuchać rozkazów w oddziale najemnym, gdzie masz wyraźny podział i znasz swoje miejsce w szeregu, a inaczej w zbieraninie równych sobie osób
- powiedziała, uśmiechając się lekko. - Być może wciąż się nie przestawiłam i potrzebuję jeszcze czasu. Tutaj wszyscy mamy coś do powiedzenia i jak widać do tej pory to się sprawdza. No, pomijając Gerwazego, ale w jego przypadku nie mogliśmy nic zrobić. - Skrzywiła się i upiła z kubka. - Co do naszej obecnej sytuacji, to mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na początku czegoś większego i prędzej, czy później to do nas wróci. Sam słyszałeś, co mówił ten szczuroludź…
- Dla mnie też jest to nowość, bo albo pracowałem sam albo pod butem wyżej postawionych w “organizacji”. - przyznał Schultz, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. - Podejrzewam, że ten kaprawy mutant mógł mieć rację i szykuje się coś na co ciężko się przygotować. Zbyt enigmatycznie to brzmiało. - na wspomnienie o martwym czarodzieju zabijaka lekko posmutniał, ale było widać, że bardzo łatwo przeszedł ze śmiercią Gerwazego do porządku dziennego. Jak ktoś kto stracił wielu kompanów i niekoniecznie był zadowolony z własnej znieczulicy. - Mogę ciebie o coś prosić? - zapytał jedynie na chwilę odrywając spojrzenie od kobiety aby po chwili znowu się na niej skupić.
- Jeśli nie będzie to nic zboczonego albo niezgodnego z moimi przekonaniami, to tak. - Uśmiechnęła się do niego. Alkohol szumiał jej w głowie, ale wciąż jeszcze czuła się w miarę trzeźwa. - A co do naszego przyjemniaczka z kanałów, to mam jeszcze jedną obawę. Że jeśli ktoś miał takie dojścia, żeby wynająć skaveny, może chcieć się nas pozbyć, gdy dowie się, że załatwiliśmy tych gnojków. No i wciąż nie wiemy, co się stało z ikoną Sigmara. To jakaś grubsza sprawa, Rudi.

- Nie sądzę aby Skaveny zostały przez kogoś wynajęte
. - skwitował Rudiger po chwili zastanowienia. - Raczej one działają na własną rękę i szykują coś paskudnego przeciw społeczeństwu Imperium albo kulcie Sigmara. - wyjaśnił swoje zdanie wojownik. - Naprawdę tak słabo mnie znasz, że bierzesz pod uwagę, że mógłbym cię prosić o coś zboczonego? Dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. - od zabijaki biła olbrzymia pewność siebie kiedy mówiąc to patrzył prosto w oczy kobiety. - Nie tylko dlatego, że są tu pozostali, ale w ogóle. Ostatnio uświadomiłem sobie, że z twojego punktu widzenia to jak się zachowywałem mogło wyglądać jakbym chciał od naszej relacji czegoś więcej. Przepraszam.
- Daj spokój, nie myślałam w ten sposób o naszej relacji. Poza tym zauważyłam, że ostatnio więcej czasu spędzasz z Cassie. Czyżby wam się zaczynało układać? - Zapytała. Co do skavenów, nie była tego tak pewna jak Rudiger, ale wolała już nie wałkować tego tematu. - No i o co chciałeś mnie poprosić?

- Uspokoiłaś mnie. - wyznał Rudiger, a kamień spadł mu z serca. - Z Cassie jesteśmy blisko od pewnego czasu, ale na krok bliżej zdecydowaliśmy się podczas naszej części dochodzenia. Byliśmy zrekrutować Weckera, który chciał za pomoc srebra i nocy z Cassie. - westchnął wojownik. - Byłem opanowany, bo wiedziałem, że go potrzebujemy. Gdyby nie to i obecność Cass pewnie bym go połamał na miejscu. Ja w tamtej chwili zrozumiałem, że warto dać temu szansę chociaż jest między nami taka różnica wieku… - Schultz uśmiechnął się. - Wiesz, że ona mówiła o tobie zawsze w samych superlatywach? Podejrzewam, że wbrew temu co mówiłaś przy winie tobie też o mnie wspominała… - uśmiechnął się ponownie wojownik. - Zatem wiemy co kombinowała. - zaśmiał się na chwilę spoglądając w kierunku stolika. - Podziwia cię, wiesz?

- A to wredny chujek - mruknęła Erika, krzywiąc się, gdy Rudiger wspomniał o Weckerze. - Z dwojga złego dobrze, że ty tam byłeś, bo ja bym mu pewnie od razu zrobiła jajecznicę z klejnotów. Nienawidzę takich typów! - Zacisnęła zęby ale po chwili się rozluźniła. - Co do Cassie, wiem, że chciała nas zeswatać i dobrze mimo wszystko, że jej się nie udało, bo chyba wy bardziej do siebie pasujecie. Ona, delikatna, Ty, silny i odpowiedzialny mężczyzna. Poza tym lepiej spróbować, by coś z tego wam wyszło, niż nie spróbować, a potem żałować. Nie jestem jakąś ekspertką w sprawach damsko-męskich, ale jak widać po dzisiejszych wydarzeniach z Gerwazym, życie jest za krótkie, żeby marnować okazje. I tak, wiem, że mnie podziwia, mówiła mi to. Ja też bardzo ją lubię, jest trochę jak taka młodsza siostra, której nigdy nie miałam. Chcę się nią opiekować i możesz być pewien, że zawsze będę mieć na nią oko w jakichś ciężkich sytuacjach.

- Cieszę się. - powiedział Schultz z uśmiechem. - W ten oto sposób sama, nieświadomie, odpowiedziałaś na moje pytanie. Wybacz, że cię w to wmanewrowałem. - zaśmiał się zabijaka. - Pytanie miało brzmieć: Czy zajmiesz się Cass gdyby spotkało mnie to samo co Gerwazego? - wojownik przełknął ślinę. - Nie mów, że nie spotka. To, że padł akurat czarodziej było przypadkowe. Każdy z nas mógł tam dokonać żywota. - przyznał z nietęgą miną wojownik. - Wczoraj zaczęliśmy treningi i postaram się w kilka spotkań doprowadzić Cassie do podstawowej sprawności w walce tarczą i włócznią. Wiem, że bez broni potrafi co nieco. - zabijaka spojrzał na Erikę. - Myślała początkowo, że chce ją upodobnić do ciebie, ale ja zwyczajnie chce być o nią trochę spokojniejszy. Gdyby nam nie wyszło to odejdę. Kiedyś już mieszałem życie uczuciowe z zawodowym, bo w sumie pracujemy razem i… Mój ojciec stracił wtedy połowę kontaktów, a mnie musiał chronić przed nieprzyjemnymi konsekwencjami… Okaleczeniem. Może śmiercią. - Rudiger skrzywił się.

- Wiedziałam, że właśnie do tego dążysz z tą prośbą, więc od razu powiedziałam, jak ja to widzę, żeby rozwiać twoje wątpliwości. Będziemy się nią razem opiekować, żeby jej włos z głowy nie spadł, obiecuję. - Wiedziała, że są sytuacje, na które nie będą mieć wpływu, jak na przykład ta z Gerwazym, ale nie zamierzała dokładać Rudigerowi zmartwień, poza tym on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - A co do waszego związku, mam nadzieję, że jednak się ułoży i nie wpędzi cię to w żadne kłopoty. - Dziwnie się czuła, dając takie porady, bo rzadko rozmawiała z kimkolwiek na takie tematy, jednak Rudiger był sympatyczny i mogła się przed nim nieco otworzyć.

- Tym razem nie obawiam się o życie. - zaśmiał się Schultz. - Jak byś miała kiedyś czas i chęci możesz też pokazać Cass kilka sztuczek. Nasze treningi chyba będziemy musieli odpuścić. Nie chce dawać jej powodów do zazdrości. - uśmiechnął się wojownik. - Pewnie mógłbym się jeszcze sporo od ciebie nauczyć, ale przynajmniej z tego jednego doświadczenia wyciągnąłem wnioski. Już nie idzie mnie tak łatwo obalić chwytając nawet “pod” wiadomą częścią ciała. - zaśmiał się Rudiger. - Twoje plany póki co nadal są zbieżne z naszymi, ale jak sytuacja ze Skavenami się wyklaruje zostajesz w Middenheim? Konrad chyba nie przepada za wielkimi społecznościami, jak ta.

- Skoro ty uczysz ją walki w zwarciu, to może ja potrenuję z nią strzelanie z kuszy, co ty na to? Chyba nigdy wcześniej nie uczyła się strzelać? - Zapytała. Może Rudiger wiedział, skoro spędzał z nią więcej czasu. - Co do naszych treningów, to zrozumiałe i nie mam ci tego za złe, w razie czego Konrada zmobilizuję, żeby ze mną powalczył. - Uśmiechnęła się. - Nie wiem jeszcze, co będę robić, jak się sprawa ze szczurami rozwiąże, nie chcę wybiegać myślami daleko w przyszłość, bo i tak wszystko może się jeszcze zmienić. Na razie będę się trzymać posady u Schutzmanna bo i ciekawa jestem, jak ta sprawa dalej się potoczy. A potem… nie wiem, pomyślę. Konrad jest przepatrywaczem, a oni w głównej mierze życie w siodle spędzają, więc mu się nie dziwię, że nie czuje się dobrze w Middenheim. Chociaż ja aż tak bardzo tego po nim nie zauważyłam.
- Zapytaj jej. Pewnie będzie więcej niż chętna.
- odparł zabijaka. - Co do wcześniejszej praktyki strzelania nic mi nie mówiła. - pokiwał głową mężczyzna. - Konrad to porządny facet. Heinrich też wydaje się w porządku. Początkowo był wycofany, ale ostatnie wydarzenia nieco to zmieniły. Pewnie pierwszy raz przełożony go przydzielił do grupy żółtodziobów, bo na śledztwach to my się nie znamy. Schutzmann zostawił nas w odwodzie, ale jeżeli na dniach nic się nie wyklaruje będzie trzeba chyba poszukać innej roboty. Głupio mówić, ale za to co mam pożyjemy z Cassie może tydzień… Nie chcę u nikogo się zapożyczać dlatego jak bym zniknął to “zarabiam” w sposób, którego lepiej nie zgłębiać mając jeszcze czyste sumienie. - zaśmiał się zabijaka. Zadziwiająco dobrze dogadywał się z Eriką i mimo iż często się śmiał miał nadzieję, że nikt, szczególnie Cassandra, nie pomyślałby, że Schultz zbytnio interesował się najemniczką.
- Nie myśl teraz o robocie, to czas, by się upić i upamiętnić naszego towarzysza. I zdecydowanie za dużo czarnowidzisz. - Szturchnęła go delikatnie łokciem, uśmiechając się lekko. - Co do strzelania z kuszy, popytam dzisiaj Cassie, w końcu śpimy w jednym pokoju, a nawet w jednym łóżku. No chyba, że chcesz się zamienić, to wyświadczę ci tę przysługę i przenocuję z Konradem. Oczywiście w twoim łóżku, a nie w jego - odparła i chciała upić z kubka, ale alkohol niestety się skończył. - Niech to szlag… - mruknęła niezadowolona, pokazując Rudigerowi puste naczynko. - Świat jest bez sensu, zabrakło gorzały…

- Masz rację.
- powiedział Rudiger odnosząc się do jego czarnych myśli. - Nieczęsto zdarza mi się porządnie upić. Bywałem czasem agresywny i mało który kumpel był w stanie mnie uspokoić. - zaśmiał się Schultz. - Jak coś bez pieszczot, ale zęby mi zostaw. Tyle lat nie wybili więc szkoda to zmieniać. - uśmiechnął się zabijaka. - Co do zamiany pokoi to zdecydowaliśmy się póki co nie robić tego kroku. Gospodarz nie chce tu burdelu, a pewnie spanie w jednym pokoju z Cass by było dla mnie za ciężką próbą ognia… - zaśmiał się krótko wojownik. - Chyba, że to “walczenie” z Konradem źle zrozumiałem, he? - rzezimieszek szturchnął delikatnie łokciem najemniczkę.
- Tak, z zębami zdecydowanie bardziej ci do twarzy. - Zaśmiała się Erika. - Też staram się nie upijać, bo wtedy albo szybko się denerwuję, albo jak kogoś bardzo lubię, to mogę próbować zaciągnąć go do łóżka. I rano z reguły ta druga osoba ma moralniaki i inne dziwne nastroje. Dlatego nie przeginam, choć dzisiaj troszkę mi już do głowy weszło. No i chcę więcej. Polej. - Podstawiła mu kubek, widząc, że karczmarz doniósł dla Rudigera dwie flaszki gorzałki. Mężczyzna otworzył butelkę i nalał najemniczce tak do połowy. Ta szybko wzięła dwa głębokie łyki. - No, idealnie. - Przetarła przedramieniem usta. - A o co ci w ogóle chodzi z tym walczeniem z Konradem? - Zmarszczyła brwi, bo naprawdę chciała się dowiedzieć.
- Tak myślisz? - zapytał Schultz zakrywając zęby wargami i cofając nieco szczękę aby wyglądać jakby nie miał zębów. Po chwili wojownik wybuchł śmiechem po czym nalał im trunku do kubków. - W sumie sama sobie odpowiedziałaś. Bardzo lubisz Konrada, dzisiaj sporo wypijesz i to zapytanie o zmianę pokojów. - uśmiechnął się zabijaka. - Wydaje mi się, że pierwszy facet bez wyrzutów moralnych by ci się trafił. Oboje jesteście wolni i ty jesteś silniejsza. Po jednym ogłuszaczu nie miałby już nic do gadania. - zaśmiał się lekko już zalany rzezimieszek. - O taką “walkę” mi chodziło. Na pewno chodzi wam o mnie i o Cass? - mężczyzna spojrzał na Erikę z podejrzliwym uśmiechem.
- Zdecydowanie chodzi mi o ciebie i Cass, chciałabym, żebyście mieli trochę czasu dla siebie - odparła, na siłę starając się, by nie było słychać, że się już delikatnie wstawiła. - Poza tym skąd taki pomysł, że ja bardzo lubię Konrada? Nie wiem, czy ja z nim kiedykolwiek na osobności rozmawiałam, może to było w tej wiosce… - Pstryknęła palcami. - Untergardzie, czy jakoś tam, ale poza tym, to nie. Normalny, porządny facet, ale nie zamierzam go zaciągać do łóżka, Rudi. A tak w ogóle, to wróćmy już do stolika, bo ja na miejscu Cassie bym się zdenerwowała, widząc własnego faceta w szampańskim nastroju przy barze z inną kobietą, a już załwsz...zwałsz… no ze swoją starszą siostrą. Nie chcę, żeby się złościła - odparła. Trochę nie chciało jej się tam wracać, bo fajnie się rozmawiało z Rudigerem, ale to nie było w porządku i nawet lekko wstawiona o tym wiedziała. - Tylko nie zapomnij ze sobą butelek.
Po tych słowach ruszyła w kierunku zajmowanego przez nich stolika.

Niedługo później sytuacja nieco eskalowała, a gdy Cassie wyszła na zewnątrz i poszedł za nią Rudiger, Erika pożegnała się z pozostałymi przy stole i rozmówiła się z gospodarzem. Akurat miała szczęście, bo zwolnił się jednoosobowy pokój przy samych schodach wiodących na dół, więc najemniczka go wynajęła, bo nie chciała być więcej jakąś drzazgą między rzezimieszkiem a nastolatką. Odebrała klucz, po czym poszła na górę, zgarnęła wszystkie swoje rzeczy z pokoju, który zajmowała razem z Cass i przeniosła się do nowego pokoju. Zamknęła drzwi na klucz, rozdziała się i od razu wskoczyła pod kołdrę. Alkohol trochę szumiał jej w głowie, więc z zaśnięciem nie miała większego problemu. Miała tylko nadzieję, że Rudi i Cass wszystko sobie poukładają i będzie między nimi dobrze. Obiecała sobie, że już nie będzie pchać się między nich, choćby kosztowało ją to ochłodzeniem relacji z nimi. Znała swoje miejsce, jak na najemniczkę przystało.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim NsW8FQy

Poranek następnego dnia

Po nocy spędzonej w osobnym pokoju, najemniczka zeszła w pełnym rynsztunku na dół dość wcześnie. Zdziwiła się nieco, gdy ujrzała siedzącego już przy stole Konrada. Podeszła i usiadła na krześle po przeciwnej stronie.
- Jak nocka? Biorąc pod uwagę, że siedzisz tu o tej porze, to chyba nie za dobrze? - Zapytała, przeciągając się.
- Wszystko zależy od punktu widzenia - odparł. - Żadna niewiasta nie umilała mi nocy swym towarzystwem, co można by uznać za pewien minus. Z drugiej strony patrząc... w miarę się wyspałem, a nie wypiłem wczoraj aż tyle, by głowa miała mi pękać. No i mam teraz miłe towarzystwo tylko dla siebie, co jest kolejnym plusem... A ty? - Spojrzał na dziewczynę.
- Jest całkiem dobrze. Nawet się wyspałam i kaca też nie mam, więc wczorajszy wieczór zaliczam na plus - odparła. - Mam nadzieję, że Rudiger nie będzie miał większych problemów z powodu naszej wczorajszej rozmowy przy barze.
- To było nieładne z waszej strony - odpowiedział.
- Naprawdę? Nie zrobiliśmy nic złego - odparła, rozkładając ręce. Może nie powinna tyle pić, ale z Rudim zawsze znajdowali powody do rozmowy, nawet bez alkoholu. - Oświeć mnie, co było takiego złego w naszej rozmowie? Przecież nie rzuciliśmy się sobie do pysków. - Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Nawet gdybyście się rzucili... Co innego, gdybyście się zaczęli tam obściskiwać. Ale Cass raczej się tym przejęła.
Erika przewróciła oczyma.
- Na Ulryka, Konradzie, teraz zamierzasz być ich obrońcą? Nie zrobiłam nic złego. On też. Po prostu rozmawialiśmy. Ale już powzięłam pewne kroki, by nie wchodzić im w drogę. Wczoraj przeniosłam się do jednoosobowego pokoju. - odrzekła. Nie zamierzała dodawać, że wczorajszego wieczoru była nieco wstawiona, bo alkohol tylko podkręcił jej humor a nie jakieś reakcje względem Rudiego. Nie wyszło to jednak wszystkim na dobre.
- Oni są dorośli... mniej więcej. - Konrad był rozbawiony. - Nie potrzebują obrońcy. Ale...
- Ale nie chce mi się słuchać, co masz mi na ten temat do powiedzenia, bo jak powiedziałeś, są dorośli, więc sobie to rozwiążą, a ja nie zrobiłam nic, co by podważało to, że Rudiger chce być z Cassie - odrzekła zupełnie spokojnie Erika. Zaczynała się jednak w  środku irytować tymi wywodami przepatrywacza. Kim on był, żeby oceniać jej postępowanie?

To nie było zbyt miłe, lecz Konrad zwalił zachowanie Eriki na karb wyrzutów sumienia, do których tamta nie chciała się przyznać.
- Pytałaś, więc odpowiedziałem i tyle. Dopóki Cass nie zechce ci wydrapać oczu z zazdrości, to to nie jest moja sprawa - podsumował. - Co myślisz o dalszej współpracy ze strażą - zmienił temat na bardziej przyjemny.
- Pytałam, jak ci minęła noc a nie o to, co sądzisz na temat wczorajszej rozmowy. Tylko o tym napomknęłam, ale postanowiłeś stwierdzić, że to było nieładne. Nieładne jest, że ludzie ze sobą rozmawiają? Nie zamierzam odbierać Cass Rudigera, wbij to sobie do głowy. No chyba, że jesteś zazdrosny? - Wszystkie te słowa wypowiadała spokojnie, puszczając Konradowi na końcu oczko. - Co do współpracy ze strażą, niech będzie. Zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Uważam, że skaveni pracowali dla kogoś, chociaż Rudiger nie podziela mojego zdania. Co ty sądzisz?
- Myli się. - Odpowiedź Konrada była bardzo krótka, ale postanowił ją rozwinąć. - Nie znaleźliśmy samej ikony, ani też innych rzeczy, które ukradziono. Ten skaven zapowiadał ciąg dalszy wydarzeń, czyli musi być ktoś jeszcze - albo inne skaveny, albo ktoś, kto się z nimi dogadał. O kogo miałbym być zazdrosny? Czy może o sam fakt...?
- Nie wiem, ty mi powiedz - odparła Erika, uśmiechając się lekko. - [/i]Co do sytuacji ze skavenami, uważam, że ten skrytobójca nie chwaliłby się przed śmiercią tym, że nie zdołamy zatrzymać “tego czegoś”, jeśli by nie znał szczegółów. Ja mam wrażenie, że jeśli ktoś zlecił im kradzież ikony i gdy dowie się, że zniszczyliśmy to gniazdo, to może przyjść po nas. Czy wysyłając kolejnych szczuroludzi, czy działając w inny sposób[/i] - odparła, nakreślając Konradowi swój tok myślenia.
- Czy wynajmując kogoś wprowadziłabyś go dokładnie w swoje plany?
- Nie, ale może skaveni wiedzieli coś więcej. Albo mieli szefa-idiotę. Ludzie są różni, zwłaszcza ci, co chcą mieć władzę. Ponoć. - odrzekła. Wciąż uważała, że szczuroludzie zostali przez kogoś wynajęci i to raczej nie byli zwierzoludzie, tylko ktoś, kto chciał ukraść ikonę, by wykorzystać ją do własnych celów. Dlatego odnaleźli tylko ramę, a nie obrazek.
Konrad przez moment wpatrywał się w Erikę.
- Sądząc z tych ostatnich słów, skaveny i ich ewentualny zleceniodawca mają wspólny cel. Bardzo dla nas nieprzyjemny - powiedział. - Ten kapitan mówił, że mieli kłopoty ze skavenami. Możemy mieć powtórkę. W działaniach chodzi zwykle o władzę, pieniądze lub zemstę. Możemy tylko zgadywać, o co chodzi w tym wypadku. Zjesz coś? Wypijesz?
- Możliwe, że może chodzić nawet o wszystko - odparła, wzruszając ramionami. - Tak, zdecydowanie zjem coś dobrego, ale o piciu mi nie mów. No chyba, że chcesz mi zamówić mleko, to jak najbardziej. - Puściła mu oczko.
- Dla ciebie wszystko - zapewnił. Nie dokończył znanego powiedzenia, zakładając, że jego rozmówczyni zrobi to za niego. Ale nie, bo za chwilę Erika zmarszczyła brwi i wypaliła:
- Czy was ktoś w łeb uderzył, czy po prostu tak Cassandra na was działa, że każdej kobiecie w otoczeniu musicie zrobić dobrze? Nawet zamawiając tylko śniadanie? - Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Ciekawie dobierasz słowa... - Konrad uśmiechnął się nieco szerzej. - Możemy to omówić... w innym otoczeniu... - dodał, a uśmiech stał się ciut kpiący.
Gestem przywołał służącą.
- Dwa razy chleb, jajecznica i szynka - zadysponował. - Do tego kufel piwa i dzbanek mleka. Gorącego.
- Ale nie za gorącego, takiego zdatnego do picia - powiedziała do służki Erika i spojrzała na Konrada, gdy tamta odeszła. - Nie wiem, czy wiesz, ale od pewnego czasu sam się uśmiechasz. Nie wiem, czy do siebie, czy do mnie, ale Rudiger miał tak samo wczoraj. Może po prostu tak działam na facetów, że się uśmiechają w moim towarzystwie… - Erika wzruszyła ramionami i westchnęła.
- To chyba dobrze? - Konrad wydawał się zaskoczony jej słowami. - Wolałabyś, żeby się krzywili lub, co gorsza, unikali cię?
- Niektórzy zdecydowanie mogliby mnie unikać - odparła. - Wyobraź sobie, że nasz kanalarz Wecker chciał pieniądze od Heinricha i noc z Cassandrą? Gdybym ja tam była, to on by już nigdy nie zaruchał - rzuciła, krzywiąc się. - A co do uśmiechów, najwyraźniej jestem bardzo śmieszna, skoro się tak wszyscy szczerzycie. - Puściła mu oczko.
- Cass jest... pociągająca... Jak można się dziwić mężczyźnie, że ma na nią ochotę? Chociaż wyraził ją w zdecydowanie nieodpowiedni sposób...
- Ten “mężczyzna” to pracownik straży miejskiej, czyli powinien się zachowywać - powiedziała Erika. - Nieważne, czy to pociągająca kobieta, czy niewyjściowy facet.*
Konrad o mały włos parsknąłby śmiechem.
- Jestem pewien, że chciał połączyć obowiązki i przyjemności - powiedział, darując sobie przedstawianie opinii o straży miejskiej i strażnikach.
- A ja jestem pewna, że to był jakiś zboczeniec, co chciał sobie zamoczyć, widząc powabną nastolatkę - odparła, marszcząc brwi. - Nie cierpię czegoś takiego.
- Zboczeniec zażyczyłby sobie nocy z Rudim - z na pozór poważną miną powiedział Konrad. - A Cass jest, mimo młodego wieku, na tyle dorosła, że mogłaby być żoną i matką. Co do ciebie zaś... co innego uśmiechać się do ciebie, co innego śmiać się z ciebie. Ja robię to pierwsze.
- To raczej po zmroku i w ciemnych alejkach - odparła na sugestię odnośnie Rudigera. Uśmiechnęła się nawet do tej sytuacji, bo wiedziała, że gdyby ktokolwiek chciał napastować Schultza, to tamten by mu załatwił bezpłatnego wyrwizęba. - A co do ciebie… uśmiechasz się do mnie, ale jednocześnie starasz się zarzucić mi coś, co nie miało miejsca. No chyba, że jesteś zazdrosny. - Ziewnęła, zasłaniając usta dłonią.
- To uczucie jest mi raczej obce, a Rudigera powodzenie u dziewcząt też go nie wywołuje. Nie mówiąc już o tym, że ze mną też rozmawiasz. Smacznego. - Nalał jej z dzbanka, który postawiła przed nimi służka mleka do kubka.
- Dziękuję, też się napij… - Upiła łyk, a na jej twarz wstąpiła błogość. - Jest świetne.
- Wspomnienie z dzieciństwa? - Uśmiechnął się, idąc w jej ślady.
- Oj tak… wtedy wszystko było prostsze - odparła, smakując mleka i niemal rozpływając się przy tym. - Myślę, że wiele takich smaków i sytuacji cofa nas do dzieciństwa. Też tak masz?
- Wczesnego. Bo to późniejsze miało więcej kolców, niż róż. - Podsunął jej miskę z jajecznicą przyniesioną zaraz po dzbanku mleka. - Jedz, zanim ostygnie. Jabłka z cudzego sadu, pierwsza złowiona rybka...
- Ty też jedz - odparła, gdy nałożyła sobie trzy kopiaste łyżki na talerz, to samo zrobiła z jego talerzem. - Jajecznica daje dużo energii, więc trzeba jeść jej jak najwięcej, ale chyba to wiesz. A powiedz, co popchnęło cię do tego, żeby być przepatrywaczem? Ciężka sytuacja w domu? Czy coś innego? - Zaczęła jeść, nakładając sobie widelcem jajecznicę na chleb.
- Kochany tatuś i kochany braciszek do spółki sprawili, że porzuciłem rodzinne pielesze. On był oczkiem w głowie, a ja byłem tym od czarnej roboty. Co złego, to ja... Aż w końcu postanowił mnie ożenić. Ojciec, znaczy, postanowił. - Konrad uśmiechnął się ponuro.
- Panna młoda była ucieleśnieniem wszystkiego, co najbardziej plugawe, czy po prostu nie chciałeś się z nią żenić? - Erika zamieniła się w słuch, przegryzając chleb z jajecznicą.
- Słodka jak ocet siedmiu złodziei, w słownictwie prześcigała portowych dokerów, a urodę miała... niebanalną. Innymi słowy - marzenie każdego młodzieńca... - dokończył z ironią.
- A zaciągnięcie się jako przepatrywacz sprawiało, że cały czas byłeś i jesteś w ruchu. Dobry pomysł. - Uśmiechnęła się do niego szeroko. - Pewnie w obecnych czasach mógłbyś nawet spokojnie udać, że nie żyjesz i miałbyś spokój. Konrad Weber, który zginął w obronie Wolfenburga brzmi jak bohater. - Puściła mu oczko znad talerza.
- Jeszcze by się spełniło, choć z inną nazwą miasta - odparł, nie do końca żartem. - Nie sądzę, by mnie szukali - ona czy nasi ojcowie. Chociaż jestem pewien, że cała trójka była szalenie rozczarowana, że im pokrzyżowałem plany. - Uśmiechnął się. - Ale to nie była ucieczka sprzed ołtarza - dodał. Również zabrał się za jedzenie.
- Cóż, takie jest życie, nie trzeba pasować pod upodobania innych, niezależnie od tego, co sobie wymyślą - odparła Erika. Znowu wchodziła w tematy, na które zwykle się nie wypowiadała i nawet nie chciała. - Jakoś sobie z tym wszystkim poradzisz, albo już poradziłeś. Jakby się kiedyś pojawili na naszej drodze, to możesz na mnie liczyć. - Nie wiedziała, co mu do końca powiedzieć, ale chciała go wspierać, bo mimo wszystko byli w jednej grupie a on był porządnym facetem.
"Przedstawię cię jako narzeczoną", pomyślał Konrad. "Wtedy się odczepią."
- Dziękuję. Z pewnością razem damy sobie radę.
- Wybacz, jeśli nie pomagam, ale jestem słaba w takich sytuacjach - odparła. - Niemniej wiedz, że masz moje wsparcie.
- Wiem i dziękuję - zapewnił. - A moje wspomnienia nie są takie okropne, żebym nie mógł do nich wracać. Czasami nawet dostrzegam zabawne strony. Jak sobie przypomną minę ojca, gdy mu powiedziałem 'nie'... - Uśmiechnął się. - A ty? Jak trafiłaś na drogi i bezdroża Imperium?
- Wychowałam się wśród najemniczego taboru, więc podróżowanie nie jest dla mnie niczym specjalnym. Ojciec i matka pochodzili z Middenlandu, czasami przypominam sobie, jak rodzice zabierali mnie do Middenheim na targ, by uzupełnić zapasy. Matka zmarła na gruźlicę, gdy byłam mała, reszta mojego dzieciństwa i młode lata to dopasowywanie się do najemniczej grupy ojca. On mnie wszystkiego nauczył, chociaż nie był zbytnio uczuciowy - odparła Erika, pochmurniejąc.
- Ale i tak masz dużo lepsze o nim wspomnienia, niż ja o swoim.
- Właściwie, to staram się nie myśleć o przeszłości, bo co to da? Najważniejsze jest tu i teraz. I jutro, do którego dążymy - odrzekła z zacięciem na twarzy.
- Dokładka? - Konrad podsunął jej miskę z resztkami jajecznicy. - A jakie masz plany na przyszłość? Na takie trochę dalsze jutro?
- Spotkać wymarzonego mężczyznę, spłodzić dziecko, zasadzić drzewo i mieć szczęśliwy dom - odparła wesoło i nałożyła sobie jeszcze łyżkę jajecznicy. - A tak na poważnie, to nie wiem. Żyję z dnia na dzień, na chwilę obecną mamy robotę u Schutzmanna, a za parę dni możemy pracować dla middenheimskiego półświatka. Nia planuję niczego na dłuższa metę. A ty masz jakieś plany?
-[i] Kiedyś pomyślę o jakimś stałym miejscu
- powiedział. - Najlepiej ożenić się z nadobną karczmareczką - zażartował. - Na razie tak jak ty staram się przeżyć i zarobić na w miarę wygodne życie. Nie wiem, czy nadaję się na męża. Nigdy nie próbowałem. - Ostatnie dwa zdania powiedział wyraźnie żartobliwym tonem.
- Ja żoną też w najbliższym czasie nie zamierzam być - odparła wesoło. - Na złe tory zbacza ta rozmowa, więc lepiej skupmy się na jedzeniu. A w południe pożegnajmy naszego towarzysza - odrzekła.
Widocznie tematyka ewentualnego małżeństwa niezbyt odpowiadała Eryce, ale Konrad nie zamierzał dopytywać o ewentualne złe związane z tym wspomnienia.
- Trzeba dopilnować, by wszystko odbyło się tak, jak trzeba - zgodził się Konrad. - Gerwazy zasłużył na porządny pogrzeb i porządne pożegnanie.
- Za to zapłaciliśmy, więc kapłani na pewno tego dopilnują. Nie chcę myśleć, jak by wyglądał jego pogrzeb, gdybyśmy nie mieli tych p-ieniędzy na normalny pochówek. Wiadomo, że jemu to już tam wszystko jedno, czy spocznie w grobie z nagrobkiem ze swoim imieniem, ale kiedyś może go szukać jego rodzina, więc lepiej, żeby wszystko zostało zrobione odpowiednio. Zwłaszcza, że się przysłużył, walcząc z nami ramię w ramię i to jest najlepsze, co mogliśmy dla niego zrobić w tej sytuacji - odparła. - Gdybyśmy się nie zrzucili, gdybyście nie mieli pieniędzy, albo nie chcieli zapłacić za pogrzeb, to sama bym wyłożyła te Karle, bo on zasługuje na normalny pogrzeb, a nie jakieś żebracze chowanie. - Skrzywiła się.
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli skąpić złota. Musimy się wspierać, bo jak nie my, to kto? - odpowiedział, po czym ponownie napełnił jej kubek. - Będziemy tam, choćby burza się rozszalała.
- No właśnie, walczymy razem, to i dbamy o siebie, jeśli któreś z nas wyzionie ducha. Dobrze, że tak samo do tego podchodzisz, Konradzie. - Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Mnie też cieszy, że mamy podobne poglądy na ważne sprawy - odparł i również się uśmiechnął. - Uśmiech do ciebie, a nie z ciebie. - Spojrzał na nią z uśmiechem sięgającym oczu.
- Wiem, może jestem prostą kobietą, ale nie prostaczką. - Puściła mu oczko, uśmiechając się krzywo. - A teraz dokończmy śniadanie, nim nam się zwalą egzystencjonalne problemy na głowę. - Erika zażartowała, mając na myśli Rudigera i Cassie. Konrad z pewnością wyłapał aluzję.
- Czyżbyś planowała mały odwrót? - Konrad przełknął ostatni kęs i odsunął talerz.
- Żaden odwrót, po prostu może być różnie - odrzekła, również kończąc śniadanie.
- Przyjdą, to zobaczymy, czy będą 'niosący problemy', czy nie. Może po burzy wyjdzie słońce. - Westchnął.
- Zobaczymy - odparła, nie podejmując już tematu.
[/i]
Powrót do góry Go down
https://wfrpwar.forumotion.com
Noxx
Admin
Noxx


Liczba postów : 15
Join date : 07/09/2019

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Empty
PisanieTemat: Re: [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim   [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Icon_minitimeCzw Wrz 26, 2019 9:37 am

No proszę... mieszkańcy miasta oraz uchodźcy koczujący na ulicach głodowali i umierali, ale świątynia Ulryka potrafiła znaleźć odpowiednio dużo pieniędzy, by wynająć bandę śmiałków do odnalezienia plugawego przedmiotu. Szkoda, że nie poświęcali tych pieniędzy po to, by polepszyć żywot tych najbardziej potrzebujących. Oczywiście Erika nie była ignorantką i wiedziała, że jeśli nie znaleźliby tego artefaktu, to całkiem możliwe, że niebawem nie byłoby komu pomagać, bo Chaos znów by zaatakował. A przy obecnym stanie Imperium, gdy brat skakał bratu do gardła, zadanie miałby ułatwione, żeby nie powiedzieć że dziecinnie proste.
- Pieniądze dajecie dobre, zajmiemy się tą sprawą. - Podsumowała słowa Ranulfa.

Odebrała swoją część zaliczki i ruszyła z pozostałymi na zewnątrz. Mając trochę grosza, zamierzała zajść na targ, by spróbować kupić solidne, skórzane rękawice i płaszcz lub kurtę na zimę, bo pogoda powoli nie rozpieszczała, a jej stary płaszcz był już stary i wytarty, na zimę na pewno się już nie nadawał.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim RJgXuTS

Niedługo później znaleźli się na targu. Ze względu na dość późnawą porę, było luźniej, niż z rana i w południe, co Erice osobiście pasowało, bo w tłumie łatwiej było stracić sakiewkę a przez to ciężej koncentrować na wystawionych przez kupców towarach. Teraz nie musieli przeciskać się między ludźmi, tylko mogli spokojnie skupić się na poszukiwaniach. Niestety, przechadzając się między straganami z Konradem, najemniczka kupiła zaledwie porządne, skórzane rękawice, gdyż nigdzie nie wypatrzyła płaszcza, który byłby tym, czego szukała.
- No, to coś mi się wydaje, że po zakupach - rzuciła, rozglądając się.  - Przynajmniej rękawice udało mi się dostać.
- Ostatnio, jak rozmawialiśmy z Cass, doszliśmy do wniosku, że warto by kupić psa. - Było to zdecydowanie nie na temat, ale tak nagle przyszło to Konradowi do głowy. - Może powinniśmy popytać? A nuż nie tu znajdziesz ten płaszcz, na targu, a gdzieś w jakimś stałym kramie?
- Możemy popytać, jeśli chcesz mieć psa, tylko ja nie za bardzo rozumiem, po co nam pies? - Spojrzała na niego. - Umiesz zajmować się zwierzętami?*
- Tak, umiem. Mój konik jakoś jeszcze się trzyma całkiem nieźle. A pies taki wielki, bojowy. Podczas wyprawy mógłby pełnić w nocy wartę - dodał. - Dobry wartownik i ma lepszy słuch i węch, niż ty czy ja.
- Wiadomo. Jeśli takiego szkolonego mielibyśmy kupić, to dobrze, bo zwykły kundel tylko pałętał by nam się pod nogami i więcej by z nim problemu było, niż pożytku - odparła. - Wiesz, ile taki pies bojowy może kosztować?
- Nie mam pojęcia. - Konrad pokręcił głową. - Ale pewnie niemało, bo faktycznie wiejski burek na nic nam się nie przyda.
- No to najpierw się zorientujemy, ile taki wyszkolony pies bojowy może kosztować, a potem pomyślimy. Zgoda? - Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.
- Najpierw płaszczyk, żeby ci to i owo nie zmarzło - zażartował.
- Moje to i owo czuje się całkiem ciepło dzisiaj, ale dziękuję za troskę - odparła, wciąż się uśmiechając. Dobrze jej się spędzało z nim czas. - No to ruszajmy na poszukiwanie płaszczyka.

Gdy tak przechadzali się między straganami, Erika dostrzegła położony przy targu sklep, na wystawie którego ustawiono jakieś kobiece ubrania. Uchylone drzwi przybytku sugerowały, że właściciel jeszcze nie zamknął interesu.
- Chodź, może tam coś znajdziemy - rzuciła, ale jakoś tak bez przekonania.
- Proszę bardzo. - Konrad przepuścił Erikę przodem. - Coś w końcu znajdziemy, to dość duże miasto - dodał tytułem pocieszenia.
- No właśnie to samo pomyślałam chwilę wcześniej. Że w takim dużym mieście coś musi się trafić. Zobaczymy, może to będzie mój szczęśliwy dzień. - Puściła mu oczko.
- Najwyżej wypytamy kupca. Powinien wiedzieć wszystko o konkurencji - odparł.
- I pewnie dlatego nam nie powie, żeby nikogo z konkurencji nie polecać. - Szturchnęła go lekko łokciem w bok.

Po chwili weszli do środka, a całe długie, nieco wąskie pomieszczenie zastawione było przeróżnymi ciuchami, od tunik, przez spodnie, suknie i płaszcze. To ostatnie najbardziej interesowało kobietę, więc od razu skierowała tam swe kroki. Towarzyszyło jej czujne spojrzenie starszego mężczyzny siedzącego za ladą.
- I co sądzisz? - Erika przeglądała ubrania, ale żaden z płaszczy nie wpadł jej w oko.
- Jak nie spytasz, to się nie dowiesz... - odparł, po czym podszedł do mężczyzny, który obserwował Erikę - albo znał się na kobiecych kształtach, albo pilnował, by niespecjalnie przyodziana klientka nie wyniosła mu czegoś nie zapłaciwszy za towar.
- Czy to wszystko, czym pan dysponuje - spytał - czy gdzieś na zapleczu ma pan coś ciekawszego?
- Na zapleczu mam tylko towar dla klientów, którzy mają pieniądze - odparł mężczyzna, patrząc Konradowi prosto w oczy. - Jak macie powyżej dziesięciu koron, to coś dobrego się dla tej panienki znajdzie. - Skinął na nią głową.
Konrad sięgnął do sakiewki i ułożył na ladzie stosik złotych koron.
- Mamy powyżej dziesięciu koron - powiedział, chociaż słowa te były już całkiem zbędne.
Mężczyzna ożywił się nagle, a na jego pomarszczonej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Kochani moi, zapraszam, zapraszam. Na pewno coś odpowiedniego się znajdzie, jak mówiłem już. - Wstał z taboretu i wskazał dłonią na drzwi na zaplecze.
- Obyś pan nie marnował mojego czasu - rzuciła Erika, po czym spojrzała na Konrada i bezgłośnie, otwierając tylko usta powiedziała: “Popisujesz się!” i puściła mu oczko.
Konrad tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ruszył w stronę zaplecza, po drodze zgarniając złoto. Wolał, by się nim nie "zaopiekował" jakiś przypadkowy klient.

Zaplecze duże nie było, ale suknie, tuniki i płaszcze, które wisiały tam na specjalnie przygotowanych wieszakach od razu rzucały się w oczy swoją jakością. Erika podeszła do niektórych ubrań i dłonią przejechała po tkaninach, z których były uszyte - żaden normalny zjadacz chleba w Middenheim nie mógłby sobie pozwolić stąd nawet na najtańszą koszulę. Najemniczka przejrzała wiszące w rzędzie płaszcze i w końcu zdjęła z wieszaka jeden z nich, który wyglądał bardziej jak kurtka.
- Ten! - powiedziała, szczerząc się do Konrada. - Jak myślisz?
Co prawda już podjęła decyzję, ale skoro to on doprowadził do tego, że znalazła coś dla siebie, postanowiła spytać się z grzeczności.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim QUPGN9V

- Przymierz... Może będą konieczne jakieś przeróbki... Ale poza tym... - Pokiwał głową z uznaniem. - Masz dobry gust.
Erika wrzuciła szybko płaszcz na siebie. Okazało się, że był nawet luźniejszy, niż się spodziewała, co było jej na rękę, biorąc pod uwagę mobilność w walce i to, że zwykle nosiła jeszcze skórzany kaftan. Miał masę kieszeni, a dzięki metalowym sprzączkom mogła zapiąć się pod samą szyję, gdyby było bardzo zimno. Oprócz tego sięgał jej lekko za tyłek, zatem to był kolejny plus, jeśli chodziło o poruszanie się w walce.
- Leży idealnie - odparła, rozciągając ramiona, by sprawdzić szwy. - Ile za taki? - Spojrzała na sprzedawcę.
- Za ten będzie szesnaście koron. Ale materiał jest bardzo dobry, będzie długo panience służyć - odparł mężczyzna. - No i futerko zająca będzie dobrze grzać w czasie zimnych poranków i nocy.
- Szesnaście? Przecież to rozbój w biały dzień. - Erika zmrużyła oczy. - Nie sądzisz, Konradzie?
- Futerko zająca? Serio? - Konrad spojrzał na sprzedawcę. - Dziesięć. No, jedenaście
- Piętnaście. - Sprzedawca spojrzał na Konrada.
- Trzynaście - rzuciła Erika.
- Czternaście i niżej nie zejdę z ceny. Ludzie, to naprawdę świetny materiał, takiego się w Middenlandzie nie robi, sprowadzać musiałem. - Mężczyzna patrzył to na najemniczkę, to na przepatrywacza.
- Aż tak ci się podoba? - Konrad, który na ubrania nigdy nie wydał nawet połowy tej kwoty, miał nieco wątpliwości.
- Trzeba mieć jakieś przyjemności z życia, nie? - Erika wyszczerzyła się do niego. - Sama zarobiłam, więc i sama decyduję, na co wydam. A ten płaszcz jest naprawdę porządny.
- No widzi, panienka, dobre oko ma panienka. Czternaście koron.
- Przypomniał sprzedawca.
Najemniczka parsknęła pod nosem, sięgnęła do swojej pękatej sakiewki, odliczyła pieniądze i wręczyła starszemu mężczyźnie. Ten przyjął pieniądze, jakby były czymś najcenniejszym na świecie.
- Zapakuję, jeśli panienka pozwoli. - odebrał od Eriki płaszcz, zniknął gdzieś i po chwili przyniósł spore, materiałowe zawiniątko, obwiązane parcianym sznurkiem. - Dziękuję i zapraszam ponownie. - Ukłonił się.
- Może jeszcze kiedyś się skuszę - odparła najemniczka, odbierając pakunek.
- Ja mam jeszcze pytania... nie do końca o konkurencję - powiedział Konrad. - Muszę kupić coś dla siebie. Niekoniecznie takie eleganckie. I z pewnością coś dla mężczyzny - dodał. - Może mi pan podać jakiś adres?
- To zależy, o co się rozchodzi - staruszek zmarszczył brwi.
- Kurtka, zimowa, do pół uda. Musi wytrzymać nie tylko zimno, ale i trudy wędrówki po drogach i bezdrożach - wyjaśnił Konrad. - Kaptur też się przyda. A że zna pan wszystkich dobrych kupców w mieście, to może mi pan podać jakiś adres...

Mężczyzna zastanowił się chwilę, marszcząc krzaczaste brwi.
- Niedaleko całkiem macie - powiedział w końcu. - Wyjdziecie z targu od wschodniej strony, pójdziecie prosto i odbijecie na dzielnicę Freiburg. Za szeroką drogą to będzie trzeci sklep od ulicy. Tam jest wszystko dla mężczyzn, nawet można wynająć kobietę, jeśli się ma taką ochotę. - Dziadek wyszczerzył się w żółtozębnym uśmiechu.
Najemniczka spojrzała na Konrada.
- No widzisz, kurtkę kupisz i damę do towarzystwa wynajmiesz, pełny serwis. - Zaśmiała się, szturchając go w bok.
Konrad wydawał się być mniej zachwyconym, ale robił dobrą minę do złej gry.
- Dziękuję bardzo. - Uśmiechnął się mniej szczerze, niż Erika. - Z pewnością trafimy. A ty mi pomożesz wybrać. - Spojrzał na Erikę, z błyskiem w oku.
- Ty mi pomogłeś w targowaniu, to ja ci pomogę w wybiorze kurtki, żaden problem - odparła Erika, patrząc mu w oczy.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. - Skłonił się uprzejmie.
- Jak zawsze, Konradzie. Jak zawsze - odrzekła.
Konrad miał pewne wątpliwości, jeśli chodzi o zakres słowa "zawsze", ale nic nie powiedział.
Podziękował raz jeszcze sprzedawcy i wyszli.

Niedługo później dotarli w podane przez sprzedawcę miejsce, a Konrad dość szybko zdecydował się na kurtkę, w której wyglądał jak Norsmen (co mu nawet najemniczka powiedziała). Porozmawiali jeszcze w drodze do "Kulawego Psa", jednak na miejscu musieli poczekać na pozostałych, gdyż żadne z nich jeszcze nie wróciło. Nie mieli z tym problemu, spędzając czas we własnym towarzystwie. Konrad był spokojnym, do rzeczy człowiekiem i Erice dobrze było w jego towarzystwie. Miała tylko nadzieję, że nie denerwowała go swoim - momentami - nieobyciem i być może zbyt ironicznymi odpowiedziami. Z drugiej strony Konrad zdawał się mieć w sobie nieopisane pokłady cierpliwości, więc może nie było tak źle. Kiedy będzie go musiała o to zapytać.

Wiadomość o ślubie Rudigera i Cass przyjęła z całkowitym zaskoczeniem, ale bardzo się ucieszyła, że wreszcie ci dwoje postanowili sformalizować swój związek. Życzyła im wszystkiego, co najlepsze, gdyż tak właśnie czuła, no i miała nadzieję, że oboje będą ze sobą szczęśliwi aż do końca. Erika wciąż miała zamiar mieć baczenie na Cassie, teraz dodatkowo jednak również na Rudiego, bo Cass nie przeżyłaby, gdyby coś mu się stało. Wieczór spędzili w miłej atmosferze przy zastawionym jadłem i napitkiem stole, ale Erika poszła do siebie dość wcześnie, biorąc pod uwagę, że należało wstać jutro bladym świtem. Wcześniej poprosiła gospodarza o balię gorącej wody i gdy tylko poinformowano ją, że ta czeka w jej pokoju, pożegnała się z wszystkimi i ruszyła szybko, by zażyć przyjemnej kąpieli. Po długim, chłodnym dniu, to było coś, czego potrzebowała.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim LKpEnvD

Spędziła w balii sporo czasu i wyszła z niej dopiero, gdy woda zaczęła stygnąć. Wysuszyła się, siedząc na łóżku tak, jak ją Sigmar stworzył, a potem zamknęła drzwi na klucz i wskoczyła pod ciepły pled. Dochodzące z dołu stłumione hałasy bawiących się gości szybko zaczęły ją usypiać i nim się spostrzegła, oddała się w kojące objęcia Pana Snów.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim NsW8FQy

Wcześnie rano porozciągała się, pobiegała w miejscu i zrobiła kilka pompek, by rozgrzać i rozbudzić zaspane ciało. W pełnym rynsztunku, ze swoim plecakiem na jednym z ramion zeszła na dół, gdzie zjadła lekkie śniadanie po czym ruszyła z pozostałymi do świątyni Ulryka. Miasto o tej porze wyglądało jak wymarłe, co miało w sobie nawet jakiś specyficzny urok. Błogosławieństow od Ranulfa przyjęła z powagą, bo wiedziała, że przy tym zadaniu Biały Wilk powinien spojrzeć na nich przychylnym okiem, by wrócili do Middenheim cali i zdrowi. No i w posiadaniu przeklętego przedmiotu.

Od momentu opuszczenia miasta była całkowicie skoncentrowana na drodze, okolicznych polanach i kurtynie drzew. Cały czas z kuszą gotową do użycia, lustrująca i nasłuchująca otoczenie. Można by nawet powiedzieć, że cały dobry nastrój gdzieś z Eriki uleciał, jednak to nie była prawda. Profesjonalizm nakazywał odpowiednie zachowanie, zwłaszcza, gdy za chwilę mogło z krzaków wyskoczyć coś, co będzie chciało odrąbać ich głowy i złożyć w ofierze plugawym bożkom Chaosu. Co jakiś czas zerkała na ojca Odo, który zaczął zachowywać się jeszcze dziwniej, niż wcześniej, gdy wjechali do Drakwaldu. Nocami trzeba go było uciszać i przytrzymywać, gdyż zdawało się, jakby toczyła go jakaś choroba umysłowa. Kto wie, może tak właśnie było, skoro był podatny na wizje tego artefaktu?

Kłopoty w końcu się pojawiły, choć Erika nawet trochę się zdziwiła, że tak późno. Sześciu zwierzoludzi przeciwko czterem ludziom, którzy coś z bronią potrafią zrobić, nastolatce nie mającej żadnego doświadczenia bojowego i ślepemu kapłanowi, który przed chwilą walnął zadkiem o ziemię. Idealnie...
- Cass, trzymaj się z dala od walki, spróbuj uspokoić tego osła i sprawdź, co z Odo! - Krzyknęła do dziewczyny. Nie miała zamiaru jej rozkazywać, po prostu to było najlepsze, co mogła obecnie zrobić i pewnie sama zdawała sobie z tego sprawę.

Erika natomiast poderwała kuszę i wycelowała w zbliżającego się chaośnika, a potem nacisnęła spust. Niemal natychmiast odrzuciła kuszę, łapiąc za miecz i zarzucając tarczę na ramię. W ten sposób zamierzała walczyć już do końca starcia, przyjmując ewentualne ciosy na osłonę, bądź ich unikając. Ustawiała się tak, by mieć wgląd na to, co dzieje się z Cassandrą i ojcem Odo. Ona była dla niej jak młodsza siostra, a bez niego nie odnajdą artefaktu. Dlatego oboje musieli przeżyć.
Powrót do góry Go down
https://wfrpwar.forumotion.com
Noxx
Admin
Noxx


Liczba postów : 15
Join date : 07/09/2019

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Empty
PisanieTemat: Re: [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim   [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Icon_minitimePon Wrz 30, 2019 6:11 pm

Wystrzelone przez strzelców pociski dotarły do celu. Heinrich trafił nadbiegającego w jego stronę kozioczłeka w paskudny łeb, eliminując go od razu, Erika utsrzeliła kolejnego w nogę powyżej kolana, sprawiając, że gor wyrżnął o ziemię, warcząc wściekle i trzymając się za zranioną kończynę. Konrad ugodził swego przeciwnika w bark, co tylko na chwilę wytrąciło go z równowagi.

Cassie w tym czasie pomogła wstać zdezorientowanemu kapłanowi na równe nogi i odciągnęła go w stronę zwierząt, akurat w momencie, gdy ranni zwierzoludzie związali się walką z jej towarzyszami. Ich pierwsze ataki nic nie dały - Heinrich jedynie odsunął się w bok, gdy topór stwora przeszył powietrze, Erika, Konrad i Rudiger przyjęli ciosy na tarcze, a potem każde z nich wyprowadziło własne. Glauber zdzielił w łeb okutą pałką swojego przeciwnika, posyłając go na błotnistą ziemię. Erika przeszyła ranionego przez nią wcześniej wroga na wylot, rozbryzgując ciemną krew, Rudi natarł jak szalony, tnąc gora po korpusie i szyi, otwierając tam szerokie, paskudne rany.  Konrad nie pozostał dłużny i również wziął zamach, tnąc na odlew i przecinając tętnicę na szyi gora i kończąc jego ziemską egzystencję. Ostatniego z rannych zwierzoludzi dobił Heinrich, gdy tamten próbował wstać.

Walka została wygrana bez żadnych ran odniesionych z waszej strony, choć jeszcze dokładnie po sobie popatrzyliście, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku i dysząc ciężko. Cassie stała na uboczu ścieżki z ojcem Odo, jego mułem i wierzchowcami.
- Dzię... dziękuję, drogie dzieci za pomoc. Mam nadzieję, że wszyscy są cali i zdrowi? Jeśli ktoś jest ranny, z chęcią wykorzystam błogosławieństwo Ulryka, by go wyleczyć - powiedział Odo.
Wyjaśniliście niewidomemu kapłanowi, że nikt pomocy nie potrzebuje i niedługo później ruszyliście w dalszą drogę.

[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim NsW8FQy

Noc nie minęła zbyt spokojnie, bo choć nic was nie zaatakowało, to w gęstwinie słychać było dziwne dźwięki i niepokojące szelesty, stawiając każdego kolejnego wartownika w gotowości. Jakby tego było mało, ojciec Odo znów rzucał się w swym posłaniu na prawo i lewo, pocąc się niczym w chorobie i pokrzykując przez sen. Musiał prowadzić wewnętrzną walkę, której żadne z was nie było sobie w stanie wyobrazić.

Przy śniadaniu stał się nerwowy i jakby bardziej zaniepokojony. Nie zjadł wiele, wpatrując się w gęstwinę drzew, choć przecież niczego widzieć nie mógł. A może jednak?
- Jesteśmy już blisko, czuję to - powiedział, gdy zbieraliście się do drogi. - Plugawa energia wypełnia moją czaszkę, jest to niemal nie do zniesienia... Niebawem będziemy na miejscu, bądźmy ostrożni i czujni.

Nie mylił się. Krótko po dwunastym dzwonie las przerzedził się, wychodząc na obszerną polanę, pośrodku której znajdował się spory kurhan. Dostrzegliście tam wycięty z szarego kamienia, wysoki na jakieś dziesięć metrów, prymitywny obelisk wznoszący się ku niebu. U jego podnóża leżał stos barwionych na szkarłat czaszek oraz kilka odciętych głów. Oprócz tego wszędzie walały się kości - obojczyki, żebra, miednice. Widok był przytłaczający i niepokojący.
- To tutaj - szepnął Odo. - Niech Ulryk ma nas w opiece. Musimy dostać się do kurhanu.
Powrót do góry Go down
https://wfrpwar.forumotion.com
Sponsored content





[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Empty
PisanieTemat: Re: [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim   [WFRP 2ed.] Popioły Middenheim Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
[WFRP 2ed.] Popioły Middenheim
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
warhammer :: RPG :: RPG-
Skocz do: